Zaduszki Zakrzewskich z Rzepina

Podcast Kryminalny - A podcast by Tomasz Szczepański

Śledczy zrekonstruowali wydarzenia, jakie miały miejsce w dzień zaduszny 1969 roku w Rzepinie. Była to niedziela, dzień do dniu Wszystkich Świętych. Rano wszyscy udali się do kościoła. Po mszy świętej Władysław wraz z żoną Krystyną pojechali do rodziców Krystyny, a reszta Lipów poszła na obiad. Po obiedzie Mieczysław musiał jeszcze pracować. To był ostatni dzień poboru podatków i spóźnialscy chłopi przychodzili jeszcze, aby uiścić opłatę. Zofia zajęła się zmywaniem naczyń, a seniorka Marianna usiadła opatulona kocem przy piecu w kuchni i wyglądała przez okno, drzemiąc i pogrążając się w swoich myślach. Około godziny 17:00 Mieczysław poszedł do sąsiada, oby odebrać od niego zaległą opłatę. Zamarudził tam trochę, bo sąsiad, wtedy jako jedyny w Rzepinie, miał odbiornik telewizyjny, no i postawił wódkę. Mieczysław umówiony był ze swoją młodziutką żoną u teściów, więc za długo nie mógł siedzieć u sąsiada, choć szkoda mu było porzucać telewizora i kolegów. Kiedy poszedł więc do żony, zaczął przebąkiwać, że to długi i ciężki dzień i że jest chyba zmęczony. Żona przyjęła te słowa z ulgą, bo też była wyczerpana i położyły się z matką spać. Było po 21:00. O tej porze Władysław w Krystyną już wrócili do domu. Babka spała, matka coś jeszcze cerowała. Ale wszyscy zbierali się już do snu. Tylko Mieczysław, pożegnawszy się z żoną, pobiegł na zad do sąsiada i kontynuował spożycie alkoholu wysokoprocentowego oraz oglądanie telewizji. Trwało to tak do 23:00. Zmęczony, lekko podchmielony wrócił do domu i rzucił się na łóżko, zdjąwszy z siebie tylko buty. Zasnął natychmiast. Nagle w środku nocy coś go przebudziło. Nie był pewien, czy to sen, czy rzeczywiście, coś się działo. Chwilę nasłuchiwał w ciemności, ale szybko zasnął. Po jakimś czasie znowu go coś obudziło. Miał wrażenie, że pies szczeka. Odwrócił się na bok i zakrył głowę poduszką. Po chwili znowu się przebudził, będąc święcie przekonanym, że usłyszał krzyk Zofii. Usiadł nawet na łóżku i próbował nasłuchiwać. Ale Zofia już nie krzyczała. Kiedy postanowił się położyć, oślepiło go światło latarki, a po chwili poczuł silne uderzenia, padające na niego ze wszystkich stron. – Dawaj forsę – usłyszał głos, co do którego nie był pewien, czy go zna. Wydawało mu się nawet, że wtedy nagle wytrzeźwiał. Krzyknął, ze nie ma, że wypłacił na poczcie, a wtedy uderzenia się nasiliły. Aż nagle przestano go bić. Zapadła cisza, z której wydobywał się jakby szept w izbie obok. Władek, pomyślał Mieczysław. Nie zdążył nawet krzyknąć, kiedy jeden z napastników wyskoczył do pokoju obok. Mieczysław usłyszał tylko odgłos uderzenia i kobiecy krzyk, który urwał się jak hejnał mariacki. Potem znowu zaczęli go bić i pytać o pieniądze. To chyba niekończący się ból sprawił, że Mieczysławowi wymsknęło się, że pieniądze są w sienniku matki. Któryś z napastników wybiegł, Mieczysław usłyszał uderzenie, jęk kobiety, a potem krzyk triumfu. Ostatnie, co zapamiętał, to uderzenie motyką w głowę. Napastnicy wtedy obłożyli dom suchą słomą, aby płomienie łatwiej to strawiły i podpalili dom. Źródła: Film dokumentalny "Zakrzewscy" z cyklu reportaży TVP2 §148 Kara śmierci Bestie zbrodnie i kary, Janusz Maciej Jastrzębski https://kielce.wyborcza.pl/kielce/7,115198,19254146,tajemnice-zbrodni-sprzed-lat-napadli-w-nocy-wymordowali-cala.html https://wiadomosci.onet.pl/na-tropie/z-zimna-krwia-rodzina-mordercow-z-polski/d8trg